środa, 8 lipca 2020

WIEDZA O BOKSIE CZ.6: SD (SPLIT DECISION)

WIEDZA O BOKSIE CZ.6: SD (SPLIT DECISION)

SD (SPLIT DECISION) – niejednogłośna deyzja sędziów. Ogłaszana jest kiedy dwóch sedziów wypunktowało zwycięstwo zawodnika A, a trzeci jako wygranego widział zawodnika B.

WIEDZA O BOKSIE CZ.5: MD (MAJORITY DECISION)

WIEDZA O BOKSIE CZ.5: MD (MAJORITY DECISION)

MD (MAJORITY DECISION) – decyzja większościowa. Jest to werdykt walki, w którym dwaj sędziowie wypunktowali zwycięstwo jednego zawodnika, a trzeci widział remis.

WIEDZA O BOKSIE CZ:4: CATCHWEIGHT

WIEDZA O BOKSIE CZ:4: CATCHWEIGHT

CATCHWEIGHT - limit umowny, pojęcie stosowane w sportach walki takich jak boks czy MMA. Jest to limit wagowy ustalony przez zawodników, niebędący jednak oficjalnym limitem wagowym.

Waga umowna tzw. catchweight jest stosowana w celu zapewnienia równych szans i zapobieganiu drastycznym różnicom wag zawodników. Bardzo często jest stosowana w walkach bokserów wywodzących się z dwóch różnych kategorii wagowych.

WIEDZA O BOKSIE CZ.3: UD (Unanimous decision)

WIEDZA O BOKSIE CZ.3: UD (Unanimous decision)

UD (z ang. Unanimous decision) - jednogłośna decyzja, werdykt kiedy wszyscy sędziowie wypunktowali zwycięstwo jednego zawodnika.

Pojęcie to używane jest w większości sportów kontaktowych takich jak boks, kickboxing, muay-thai czy MMA.
W boksie olimpijskim punktuje pięciu, a w zawodowym trzech sędziów - w każdym przypadku by walka zakończyła się jednogłośną decyzją każdy sędzia musi wypunktować zwycięstwo jednego pięściarza.

WIEDZA O BOKSIE CZ.2: RSC

WIEDZA O BOKSIE CZ.2: RSC

RSC (z ang. Referee stops the contest) - jest to termin używany w boksie amatorskim, w którym sędzia przerywa pojedynek by chronić zdrowie zawodnika. Dzieje się tak w sytuacjach gdy bokser jest deklasowany przez przeciwnika, nie może się bronić lub z innego powodu nie jest w stanie kontynuować walki.

Odpowiednikiem RSC w boksie zawodowym jest TKO (z ang. Technical knockout), pojęcie pewnie bardziej kojarzone przez większość ludzi.

WIEDZA O BOKSIE CZ. 1: AIBA




WIEDZA O BOKSIE CZ. 1: AIBA

AIBA - Międzynarodowe Stowarzyszenie Boksu (z ang. International Boxing Association). Co ciekawe, nazwa AIBA została po założonej w 1946 roku Amateur International Boxing Association. Jest to organizacja, która zrzesza 201 narodowych federacji boksu amatorskiego. Jej głównym działaniem jest wspieranie boksu mężczyzn i kobiet na każdym szczeblu amatorskim oraz zapewnienie przejrzystych standardów podczas organizacji gal - sędziowania, rankingów oraz wynagrodzeń pięściarzy.

Ciekawostką jest to, że na zawody sankcjonowane przez AIBA dopuszczone są tylko rękawice i kaski z atestem AIBA, które muszą przejść liczne badania laboratoryjne ściśle monitorowane przez organizację. Każda rękawica jest dokładnie ważona przed opuszczeniem fabryki, a dopuszczalne różnice w wagach są minimalne. Dopuszczone są m.in konkretne modele marek: Adidas, Green Hill oraz Top Ten.

LEGENDARNE WALKI CZ.14: JACK DEMPSEY – LUIS ANGEL FIRPO




LEGENDARNE WALKI CZ.14: JACK DEMPSEY – LUIS ANGEL FIRPO

14 września 1923 roku w pojedynku wagi ciężkiej spotkali się Jack Dempsey i Luis Angel Firpo. Walka odbyła się na baseballowym stadionie Polo Ground w Nowym Jorku.
Pojedynek cieszył się ogromnym zainteresowaniem w USA, a bilety rozeszły się w pół godziny. Z trybun starcie obejrzało prawie 90 tysięcy kibiców.

Już pierwsza runda była niesłychanie emocjonująca! Walka nie zaczęła się dobrze dla Dempseya, który nadział się na kontrę argentyńczyka i wylądował na deskach. Bardzo szybko jednak się podniósł i ruszył do ataku na rywala, który po chwili sam leżał na macie. W samej pierwszej rundzie Firpo był na deskach aż 7 razy! Firpo ciągle się nie poddawał, a pod koniec rundy rzucił na liny Dempseya strasznym prawym, po którym wypadł za ring wprost na podekscytowanych reporterów.

Pierwsze starcie zakończyło się, a komentatorzy określali je wówczas mianem najlepszego w amerykańskiej historii boksu.

Od początku drugiej rundy Dempsey przeszedł do ataku. Po chwili Firpo wylądował na deskach. Wstał, ale zaraz potem potężny prawy sierpowy Dempseya zakończył pojedynek na dobre.

Walka ta jest uznawana jako jedna z najbardziej dramatycznych, a zarazem ekscytujących w historii. Warto jednak wpomnieć, że sędzia nie do końca przestrzegał zasady neutralnego narożnika – Dempsey kilkukrotnie stał nad rywalem i po liczeniu od razu zasypywał go gradem ciosów.
Przepisy w tamtym okresie były nie do końca sprecyzowane. Później zasady zmieniono, ustalając że sędzia może rozpocząć liczenie dopiero wtedy, gdy przeciwnik uda się do neutralnego narożnika.
Obowiązują one do dziś.

LEGENDARNE WALKI CZ. 13 THOMAS HEARNS – SUGAR RAY LEONARD I




LEGENDARNE WALKI CZ. 13 THOMAS HEARNS – SUGAR RAY LEONARD I

Pojedynek między Thomasem Hearnsem a Sugarem Rayem Leonardem odbył się 16 września 1981 roku. Walka ta budziła wielkie emocje i przyciągnęła tłumy kibiców. Bilety, choć drogie, rozeszły się już miesiąc przed walką co do ostatniej sztuki.

Stawką pojedynku były pasy WBC i WBA kategorii półśredniej. Walka została potem uznana przez walkę roku 1981 przez słynny magazyn "The Ring".

Thomas Hearns, który słynął ze świetnego jak na tę kategorię wagową wzrostu i zasięgu ramion, zaczął walkę w swoim stylu. Próbował kłuć lewym prostym, trzymać na dystans bardzo ruchliwego Sugara Raya. Leonard nie był jednak łatwy do trafienia – nie stał w miejscu, poruszał się na boki, a Hearns w pierwszych rundach nie do końca miał inny pomysł na walkę niż lewy prosty. Mimo to trafiał częściej i pierwsze rundy przebiegły pod jego dyktando.

Szósta runda to w końcu dużo lepsza odsłona w wykonaniu Sugara Raya Leonarda. Częściej dochodził do półdystansu, trafiał kombinacjami, a Hearns zdawał się nie mieć recepty na jego ataki. Hearns dużo lepiej czuł się walcząc na dystans i przy atakach Leonarda widać było luki w jego defensywie.

Fantastyczna runda numer siedem Sugara Raya Leonarda. Coraz łatwiej podchodził pod lewym prostym Hearnsa, który nie był już tak szybki jak w pierwszych rundach. Przechodził do półdystansu i ciosami na korpus osłabiał rywala, który przyjął w tym starciu wiele mocnych uderzeń.

W kolejnych trzech minutach znów stroną dominującą był Leonard. Teraz to Hearns tańczył wokół rywala, chodząc na boki, zupełnie jak Leonard z początku walki. Jak szybko zmienił się obraz walki! Sugar Ray podążał za rywalem, który jakby stracił pomysł na ten pojedynek.

Następne rundy to kompletna przemiana Hearnsa, który zaczął boksować bardzo mądrze, wykorzystując swój największy atut – zasięg ramion. Uruchomił lewy prosty, wyprzedzał ciosy Leonarda i skutecznie punktował.

W 12. rundzie przewaga Hearnsa rosła i wydawało się, że Leonard musiałby wygrać wszystkie rundy do końca walki, by myśleć choćby o remisie.

Trzynaste starcie i znowu zwrot akcji! Tym razem Leonard w połowie rundy zadał kapitalną kombinację lewy prawy, po której Hearnsowi ugięły się nogi. Błyskawicznie dopadł do rywala zasypując go gradem ciosów. Hearns rozpaczliwie bronił się przy linach, aż wypadł poza nie – sędzia jednak z niewiadomego powodu go nie liczył. Hearns nadal boksował na wstecznym biegu, próbując się bronić, lecz Leonard nie dawał mu chwili wytchnienia. Po chwili znów złapał go przy linach, wyprowadzając kolejną kombinację po której Hearns znów osunął się na liny. Tym razem sędzia Davey Pearl zaczął liczyć. Widać było, że Hearns nadal jest zamroczony i uratował go gong. Wydawało się, że Sugar Ray już nie wypuści zwycięstwa z rąk.

Przedostatnia runda. Hearns próbował dojść do siebie wykorzystując ruchliwość na nogach, lecz widać było, że Leonard skupiony był na celu, który musi wykonać. Konsekwentnie szedł do przodu. Potężnym prawym, po którym wzniósł ręce w geście triumfu, znów oszołomił Hearnsa. Pojedynek znów przeniósł się pod liny, gdzie Leonard zasypywał przecwinika ciosami, który nie odpowiadał. Sędzia ringowy zmuszony był przerwać walkę.

Do czasu nokatu Thomas Hearns prowadził na kartach punktowych wszystkich sędziów. Sam miałem wynik 125-121 dla niego przed czternastą rundą. Boks jest jednak nieprzewidywalny i za to go kochamy!

LEGENDARNE WALKI CZ. 12 MARVIN HAGLER – SUGAR RAY LEONARD




LEGENDARNE WALKI CZ. 12 MARVIN HAGLER – SUGAR RAY LEONARD

Walka pomiędzy Marvinem Haglerem i Sugarem Rayem Leonardem odbyła się w Caesars Palace w Las Vegas 6 kwietnia 1987 roku.
Broniący pasa WBC wagi średniej Hagler podejmował wracającego po 3-letniej przerwie Leonarda.
Pojedynek zapowiadał się emocjonująco.

W pierwszej rundzie Hagler szedł do przodu, a Leonard starał się punktować lewym prostym i unikać wejścia do półdystansu. Kolejne trzy starcia to większa celność Sugara Raya, który "tańczył" wokół rywala, próbując nie dopuścić do zwarcia.
Piąta runda już dużo lepsza w wykonaniu Haglera. W szóstej odsłonie Leonard jednak znów powrócił do stylu z pierwszych rund, a Hagler miał problem żeby wykorzystać swój atut, czyli siłę fizyczną. Musiał biegać za przeciwnikiem, co zabierało mu kondycję i nie pozwalało dobrze ustawić się do wyprowadzenia ataku. Przez pierwszą połowę walki Sugar Ray Leonard walczył dokładnie tak jak powinien, by wygrać z Haglerem – był lotny na nogach, zadawał szybkie ciosy i nie wchodził w wymiany.

Druga część pojedynku rozpoczęła się dla Haglera dużo lepiej. W siódmej rundzie częściej przebywał w półdystansie i zadawał więcej ciosów. Leonardowi coraz trudniej było utrzymać w bezpiecznej odległości skracającego dystans Haglera. Kolejne starcie miało podobny przebieg, Hagler napierał, ale Leonard zdawał się momentami odzyskiwać rytm z początku walki.

Kapitalna runda numer dziewięć! Przez połowę starcia Hagler dominował, miał Leonarda przy linach. Nic nie zapowiadało zmiany sytuacji, a jednak Leonard nagle przeszedł do ofensywy i zaskoczył rywala świetnymi kombinacjami. Po chwili walka znów przeniosła się pod liny, lecz od teraz mieliśmy prawdziwą wojnę cios za cios. Choć to Leonard stał tyłem do lin, nie pozostawał dłużny rywalowi. Kolejne dwie odsłony toczyły się głównie pod dyktando Leonarda, który zachował więcej sił i lepiej pracował na nogach. "Marvelous" wciąż jednak był groźny, wypatrywał szansy na zadanie mocnych ciosów, lecz nie było to łatwe przy tak dobrze poruszającym się przeciwniku.
Ostatnia runda to popis Leonarda – fenomenalna kombinacja kilkunastu ciosów wyprowadzona stojąc przy linach wywarła ogromne wrażenie na kibicach i z pewnością na sędziach punktowych.

Sędziowie orzekli wygraną Sugara Raya Leonarda niejednogłośną decyzją. Punktowali następująco: 115-113 Leonard, 113-115 Hagler i 118-110 Leonard.
Werdykt ten do dziś jest tematem dyskusji w świecie boksu, jedni uważają go za słuszny, inni za oszustwo.
Osobiście wypunktowałem zwycięstwo Sugara Raya Leonarda 115-113, ale walka była bardzo równa – mogła pójść w każdą stronę, więc o jakimkolwiek przekręcie wg mnie nie może być mowy.

LEGENDARNE WALKI CZ.11: MARVIN HAGLER - THOMAS HEARNS




LEGENDARNE WALKI CZ.11: MARVIN HAGLER - THOMAS HEARNS

Zaplanowany na 15 kwietnia 1985 roku pojedynek pomiędzy Thomasem Hearnsem i Marvinem Haglerem odbył się w Caesars Palace w Las Vegas.

Obaj pięściarze zawsze dawali kapitalne walki, ale nikt nie spodziewał się takiej wojny jaką zobaczyli kibice. Walka przeszła do historii jako jedna z największych wojen ringowych lat osiemdziesiątych.

Mistrz "Marvelous" Marvin Hagler bronił trzech pasów mistrzowskich: WBC, WBA i IBF wagi średniej.

Od pierwszego gongu Hagler nie zamierzał na nic czekać. Od razu ruszył do przodu, kilka razy mocno trafiając nieco zaskoczonego Hearnsa, który jednak po chwili mocno zaatakował i to Hagler dążył do klinczu. Od tego czasu była to juz wojna na wyniszczenie – cios za cios. Na twarzy Haglera pojawiło się rozcięcie. Intensywnością i brutalnością pojedynku zaskoczony był każdy – od kibiców na sali po samych komentatorów.
Co za runda! Przez wielu uważana za najlepszą pierwszą rundę w historii boksu!

Początek drugiej rundy to już brak szaleńczego ataku z obydwu stron. Hearns próbował trzymać Haglera na dystans używając lewego prostego, lecz wraz z upływem kolejnych sekund coraz trudniej mu to wychodziło. W drugiej połowie starcia Hagler dużo częściej przedzierał się do półdystansu i zadawał celne ciosy. Koniec rundy to przewaga Haglera, który nacierał na Hearnsa, który stał przy linach próbując unikać ciosów.

W trzeciej rundzie sędzia wezwał lekarza by spojrzał na rozcięcie u Haglera, które ciągle się powiększało. Lekarz pozwolił walczyć, ale nad Haglerem od tej pory wisiało widmo przerwania pojedynku. Musiał wziać sprawy w swoje ręce i tak też zrobił. Po chwili wyprowadził potężny prawy sierpowy, poprawił prawym prostym i Hearns wylądował na deskach. Wstał, lecz nie był w stanie kontynuować pojedynku. Sędzia przerwał walkę.

LEGENDARNE WALKI CZ.10: DIEGO CORRALES - JOSE LUIS CASTILLO I




LEGENDARNE WALKI CZ.10: DIEGO CORRALES - JOSE LUIS CASTILLO I

W zaplanowanym na 7 maja 2005 roku w Las Vegas unifikacyjnym pojedynku wagi lekkiej stanęli naprzeciwko siebie Diego Corrales i Jose Luis Castillo.

Corrales posiadał wówczas pas WBO, a Castillo pas WBC. Walka została zakontraktowana na 12 rund.

Walkę obydwaj rozpoczęli na środku ringu, gdzie przez całą pierwszą rundę toczył się pojedynek. Pięściarze stali blisko siebie, wymieniając kombinacje. Bardzo aktywne pierwsze starcie z obu stron, w którym sędzia Tony Weeks miał sporo roboty przez częste klincze. Fantastyczna końcówka zapowiadała nam fenomenalny pojedynek.

Drugą rundę Castillo rozpoczął ciosami prostymi na korpus Amerykanina. Bardzo dobrze zadawał ciosy w kombinacji góra-dół, a po chwili trafil Corralesa potężnym prawym podbródkowym. Walka ciągle toczyła się w półdystansie. W drugiej połowie starcia to Corrales częściej trafiał, strzelając kilka razy mocnym lewym sierpowym. Druga połowa rundy zdecydowanie dla Corralesa.

Trzecie starcie dalej było toczone w zwarciu, runda jednak ze wskazaniem na Meksykanina, który trafiał częściej i mocniej, kilka razy lokując na szczęce rywala świetne prawe podbródkowe. Przyspieszenie Castillo w końcówce, czym pieczętuje zwycięstwo w rundzie.

Od początku czwartej rundy Castillo skupiał się na obijaniu dołów przeciwnika. Meksykanin bardziej różnicował kombinacje, czym mógł przekonać do siebie sędziów w tym starciu. Pod koniec rundy pojawiło się rozcięcie pod lewym okiem Castillo. Corrales również krwawił, lecz nie było to tak groźnie wyglądające jak u Meksykanina. Kolejna kapitalna runda.

Starcie numer pięć, również toczone w półdystansie, to obustronna wymiana ciosów. Bardzo trudna runda do punktowania, która mogła pójść w obie strony.

Kolejna runda rozpoczęła się podobnie jak poprzednie. Obaj pięściarze stali blisko siebie, wymieniając się mocnymi ciosami w półdystansie. Choć przez większość starcia Castillo częściej trafiał, nie była to wyraźna przewaga. Dopiero pod koniec rundy Meksykanin kapitalnie przyspieszył i Corrales wydawał się być w tarapatach. Gong kończący rundę przerwał jednak napór Castillo.

Siódma runda to niekończąca się wymiana ciosów z obu stron. Pięściarze ani na chwilę nie zmniejszali tempa, które było bardzo wysokie od samego początku walki. Chwilę przed końcem starcia Corrales trafił Castillo potężnym lewym sierpowym, po którym o mało co nie wylądował na deskach. Definitywnie uratował go wtedy gong kończący rundę.

Przed ósmym starciem oko Diego Corralesa było tak spuchnięte, że praktycznie uniemożliwiało mu widzenie. U Castillo rozcięcie też stawało się coraz bardziej niebezpieczne, lecz nie wyglądało to tak źle jak u rywala.

Runda numer osiem to idealna reklama tego pojedynku. Akcja nie ustawała ani na chwilę. Corrales od początku rundy napierał na Castillo, kilka razy bardzo mocno go trafiając. Meksykanin robił jednak co mógł, aby przeciwstawić się Amerykaninowi. Pod koniec rundy mu się to udało – ulokował na szczęce rywala kilka potężnych kombinacji, po których Corrales był na skraju nokautu. Wypluł ochraniacz na zęby, prawdopodobnie by zyskać cenne sekundy, co zresztą mu się udało i dotrwał do końca starcia.

Dziewiąta odsłona to kontynuacja wojny, która toczyła się od pierwszej rundy. Początek należał do Castillo, który trafił kilka razy kombinacją lewy-prawy. Później dwa razy uderzył on Corralesa poniżej pasa, za co jednak sędzie Weeks nie odjął mu punktu. Chwilę później do głosu zaczął dochodzić Corrales, ale Castillo nie pozostawał mu dłużny i do końca rundy mieliśmy prawdziwą wojnę na wyniszczenie.

Runda dziesiąta to poważny kandydat na najlepszą rundę w historii boksu.

Po kilkudziesięciu sekundach straszliwy lewy sierpowy Castillo rzucił na deski Corralesa. Amerykanin wstał na 8, lecz ponownie wypluł ochraniacz na zęby, chcąc zyskać dodatkowy czas na dojście do siebie. Po chwili Corrales znów wylądował na deskach po potężnym lewym i znowu wypluł ochraniacz, by zyskać sekundy. Sędzia Tony Weeks ukarał go za to ujemnym punktem. Po chwili zdawał się dochodzić do siebie, czego dowodem był bardzo mocny prawy sierpowy, który widocznie zrobił wrażenie na Castillo. Po chwili kapitalny lewy sierp Corralesa i to Meksykanin stał przy linach, a Amerykanin ładował w Castillo cały swój arsenał. Ponownie trafił bardzo mocnym lewym sierpowym, po którym Castillo był półprzytomny. Cała seria ciosów w stojącego przy linach Meksykanina zmusiła sędziego do przerwania pojedynku.

Co za fenomenalny powrót Corralesa! Dwa razy lądując na deskach zdołał dojść do siebie i znokautować Castillo.

Pięć miesięcy później doszło do wyczekiwanego przez wszystkich rewanżu, w którym nie było już takiej dramaturgii. Castillo znokautował Corralesa już w czwartej rundzie.

Planowano doprowadzić do trylogii, lecz z wielu powodów do tego nie doszło. Diego Corrales stoczył później dwa pojedynki, żadnego nie wygrywając. Dokładnie dwa lata po pojedynku “Chico” jadąc swoim motocyklem uderzył w samochód i zmarł. Miał 29 lat.

Castillo walczył na ringach zawodowych aż do 2014 roku, lecz nigdy nie zdobył tytułu mistrzowskiego.

LEGENDARNE WALKI CZ.9: ERIK MORALES - MARCO ANTONIO BARRERA I




LEGENDARNE WALKI CZ.9: ERIK MORALES - MARCO ANTONIO BARRERA I

19 lutego 2000 roku w Las Vegas odbył się pojedynek pomiędzy Erikiem Moralesem a Marco Antonio Barrerą. W stawce pojedynku były pasy WBC i WBO wagi superkoguciej.

Walka ta zdobyła później tytuł walki roku magazynu “The Ring”.

Morales, zwany przez wielu “El Terrible” przystępował do pojedynku z perfekcyjnym rekordem 35-0 (28 KO), jego rywal natomiast szczycił się dorobkiem 49-2 (36 KO).

Już od pierwszego gongu mogliśmy się spodziewać prawdziwej wojny. Obaj pięściarze ruszyli do ataku od początku, nie kalkulując. Barrera wydawał się być nieco szybszy w tej rundzie, kilka razy wyprzedzając Moralesa. Pod koniec rundy Marco uderzył poniżej pasa, co zirytowało Erika. Bardzo dobre otwierające starcie.

Runda druga rozpoczęła się nieco spokojniej, lecz po chwili się to zmieniło. Barrera zaczął trafiać kapitalnymi kombinacjami, którymi pochwalił się już w pierwszej odsłonie walki. Morales ewidentnie miał problem z utrzymaniem tempa, które narzucił mu przeciwnik. Barrera często blokował ciosy Moralesa na rękawicach, a sam trafiał czysto kombinacjami, różnicując płaszczyzny ciosów “góra-dół”. Runda bezsprzecznie dla Barrery.

Na początku trzeciego starcia Barrera świetnie skontrował Moralesa, umieszczając na jego wątrobie potężny lewy hak. Morales starał się uspokoić nieco walkę, lecz nieustanna presja rywala skutecznie mu w tym przeszkadzała. Kiedy trafił, Barrera oddawał kombinacją, konsekwentnie rozbijając wątrobę Moralesa. Dobra końcówka posiadacza pasa WBC, lecz była to kolejna runda, gdzie to mistrz świata WBO trafiał czyściej i mocniej.

Do czwartej rundy Morales wyszedł bardziej rozluźniony, co dało dobry efekt – zaciągnął rywala pod liny i trafił mocnym prawym. Po chwili poślizgnął się na macie ringu i jego chwilowa dominacja została przerwana. Barrera bardzo szybko odzyskał właściwy rytm i w połowie rundy to Morales był przy linach i bronił się przed kombinacjami rywala. Barrera kontynuował obijanie korpusu Moralesa, kilka razy nawet uderzając zbyt nisko, co jednak zostało bez zdecydowanej reakcji sędziego.

Runda numer pięć. Fenomenalny prawy Barrery zranił Moralesa, który wylądował na linach i próbował odeprzeć atak. Po chwili jednak byli już na środku ringu i to Barrera był w tarapatach po kilku kombinacjach Erika. Po raz pierwszy w tym pojedynku zobaczyliśmy Marco tylko broniącego się pod naporem ciosów rywala. Nie trwało to jednak długo. Po chwili urwał się i teraz to on zapędził oponenta pod liny, częstując go potężnymi trafieniami. Pod koniec rundy obaj wydawali się odczuwać trudy pojedynku, co przy takim tempie nie mogło dziwić. Co za fantastyczna odsłona!

Początek następnego starcia to podobnie jak końcówka wcześniejszego – nieco zwolnione tempo, lecz to w pełni zrozumiałe. Barrera konsekwentnie bił lewy na wątrobę, lecz widocznie zwolnił tempo w porównaniu do wcześniejszych rund. W końcówce częściej do głosu dochodził Morales, który zachował więcej sił.

Siódma runda zaczęła się od ataku Moralesa, jednak Barrera przypomniał o swoim lewym haku i nieco ostudził zapędy rywala. Marco po chwili trafił czystym prawym i Erik wylądował przy linach, jednak nie na długo. Kilkanaście sekund później wrócili na środek ringu i znów Morales był stroną dominującą. Barrera wyglądał na coraz bardziej zmęczonego, wolniej poruszał się na nogach, lecz w końcówce kilka razy kapitalnie trafił Moralesa.

W ósmym starciu już na początku potwierdziło się to, że Erik Morales zachował więcej sił, nacierał na Barrerę, był bardziej aktywny na nogach i zadawał więcej ciosów. Tak wyglądało większość rundy, lecz ostatnie 10 sekund to niespodziewane natarcie Barrery, które przyniosło efekty – kilka razy czysto trafił Moralesa, który ewidentnie nie spodziewał się takiego obrotu spraw mając rundę pod kontrolą.

Pierwsza minuta kolejnej odsłony walki to dominacja Barrery, który znów miał rywala przy linach. Po 60 sekundach Morales wyszedł z kryzysu i kilka razy mocno trafił przeciwnika ciosami na korpus, a następnie wyrzucił w jego stronę dobre kombinacje. Ostatnie sekundy, podobnie jak we wcześniejszej rundzie, to znów zryw Barrery, który ponownie zaskoczył Moralesa.

W dziesiątym starciu Barrera widocznie “stracił” nogi i wyczekiwał na skontrowanie rywala mocnym ciosem, co kilka razy mu się udało. Świetna ostatnia minuta, gdzie obaj wymieniali się potężnymi kombinacjami. Końcówkę standardowo “zaznaczył” Marco, lecz to nie wystarczyło by zapisać mu tę rundę – Erik był szybszy, aktywniejszy i bardziej lotny na nogach.

W przedostatniej, jedenastej odsłonie pojedynku to Morales znów był stroną aktywniejszą, choć kilka razy ciosy Barrery na korpus dały się Erikowi we znaki, chwilowo go stopując. W końcówce Marco znów spróbował przyspieszyć, lecz nie wszystkie ciosy dotarły do celu i nie zrobiło to takiego wrażenia jak we wcześniejszych rundach.

Ostatnia runda. Idealnie zaczął Barrera, przyspieszając i trafiając Moralesa kombinacjami, zaznaczając ciągle ciosy na korpus. Kiedy wydawało się, że Marco będzie stroną atakującą w tym starciu, Erik wrócił i coraz częściej dochodził do głosu i trafiał czysto skrajnie zmęczonego już rywala. Barrera nie zamierzał jednak kończyć tak tej walki – ruszył do ataku i ulokował na szczęce rywala potężny lewy, po którym Morales znów był przy linach i zaczął się cofać pod naporem ilości ciosów. Około pół minuty przed końcem Morales przyklęknął, a sędzia zaczął go liczyć. Niezadowolony, kręcił głową w stronę sędziego, przekonując że było to poślizgnięcie. Od razu po liczeniu ruszył do ataku i do końca pojedynku mieliśmy nieustanną wymianę ciosów z obu stron.

Co za walka!

Sędziowie punktowali 114-113 i 115-112 dla Moralesa, a jeden 114-113 dla Barrery. A więc niejednogłośną decyzją sędziowską wygrał Erik Morales.

Przez wielu ten werdykt uważany jest za niesłuszny, ja jednak podzielam zdanie dwóch pierwszych sędziów, sam punktowałem 114-113 dla Moralesa. Zdaję sobie jednak sprawę, że była to bardzo ciężka walka do oceniania, więc szanuję zdanie ludzi, którzy mieli werdykt w inną stronę.

LEGENDARNE WALKI CZ.8: ARTURO GATTI - MICKY WARD III




LEGENDARNE WALKI CZ.8: ARTURO GATTI - MICKY WARD III

Trzeci pojedynek pomiędzy Arturo Gattim i Micky Wardem odbył się 7 czerwca 2003 roku w Atlantic City.

Obaj mocno rozpoczęli pojedynek. Przez większość czasu pierwsze starcie toczyło się na środku ringu. Runda z lekkim wskazaniem na Gattiego.
W drugiej odsłonie Gatti starał się korzystać ze swojej szybkości i trzymać lewym prostym na dystans Warda, co przez większość czasu mu wychodziło. Pod koniec starcia Ward uderzył poniżej pasa, lecz obyło się bez ostrzeżenia.
3 runda toczyła się na środku ringu i ciągle aktywniejszy był Gatti. Ward kilka razy dobrze skontrował Gattiego, ale nie wystarczyło to żeby przechylić szalę zwycięstwa w tej rundzie na swoją korzyść.
Świetne czwarte starcie, tym razem dużo bardziej aktywny Ward, który zasłużył na zwycięstwo w rundzie. Gatti w narożniku przed piątą rundą zgłosił trenerowi, że ma problem z prawą ręką. Od tej pory widać było, że nie bije prawą ręką z pełną siłą.
Piąta runda to większa aktywność Gattiego, lecz widać było niedyspozycję prawej ręki – cześćiej bił lewą, prawą tylko zaznaczał, bez siły. Pod koniec rundy Gatti uderzył poniżej pasa, lecz obyło się bez ujemnego punktu.
W szóstej rundzie Gatti boksował z przyklejoną do brody prawą ręką i starał się jak najmniej jej używać. Ward zdawał się coraz odważniej boksować, a w ostatnich sekundach rundy potężnym prawym posłał Gattiego na deski, którego uratował gong.
Ostatnie 4 rundy to większa aktywność Gattiego, który mimo kontuzji prawej ręki zdołał punktować potwornie zmęczonego już Warda. Ostatnia runda i jej końcówka to już standardowo jak w dwóch poprzednich walkach wojna na wyniszczenie.

Sędziowie punktowi byli jednomyślni: 2x 96-93 i 97-92 dla Gattiego. Osobiście punktowałem 97-92 Gatti.
Kolejna kapitalna walka! Polecam Wam całą trylogię Gatti-Ward, na pewno się nie zawiedziecie!